wtorek, 2 czerwca 2015

III Piątka dla Bartka

Jedyny, wyjątkowy, charytatywny i fantastyczny bieg. Tak mogę o nim napisać w jednym zdaniu. 5-tka dla Bartka wpisała się w mój kalendarz biegowy i jeśli tylko zdrowie pozwoli to chcę w nim biegać co rok. Tu nie chodzi o ściganie się, a o dobrą zabawę. 

Dwa lata temu mój Tata ukończył Orlen Marathon. Pół roku później okazało się, że ma poważne problemy z sercem i przeszedł operację. Powoli wrócił do jazdy na rowerze, ale z bieganiem czekał. Kiedy pojawiły się zapisy wiedziałam, że da się namówić i powoli razem pobiegniemy. 
Pobiegaliśmy trochę wcześniej razem, a plan na niedzielę był - żeby ukończyć nie ryzykując zdrowia Taty ;-)


Razem z siostrą i jej dzieciakami w niedzielny ranek pojechaliśmy na stadion żeby odebrać pakiety. Tata zdecydował się na jego ulubiony środek lokomocji czyli rower. Na stadionie było już mnóstwo ludzi, a przede wszystkim dzieci. Ich bieg był o 10. Marta, moja siostrzenica bardzo przeżywała start. Co chwilę wołała: "Ciocia patrz jak szybko biegnę!". Spotkałam przyjaciółkę Agę z córką Olą, która podobnie jak rok temu, startowała i w tym razem. Dziewczynki miały w planach wyruszyć razem i przebiec 400m. Gdy ruszyły ciężko było je wypatrzeć w tłumie prawie 150 dzieciaków. Na szczęście przed samą metą zauważyłam Martę więc podbiegłam do niej, chwyciłam za rękę i razem wbiegłyśmy na metę. Dla mnie to było mega przeżycie. Marta dostała swój pierwszy medal, z którym chodziła cały dzień. Widać, że ten bieg dał jej dużo radości.

O 11 miał być bieg główny na 5km. Najpierw wspólna rozgrzewka, a potem razem z Tatą udaliśmy się na start. Ustawiliśmy się celowo na końcu, tak, żeby nie przeszkadzać tym, którzy chcieli się ścigać. To Tata dyktował tempo, a ja obserwowałam tylko czy wszystko jest ok. Wiedziałam, że ma problem z lewą stopą i łydkami i to On decydował kiedy zwalniamy lub gdy chciał przejść do marszu. Ale nawet wtedy szliśmy dość żwawo. Myślałam, że jak zobaczy długi podbieg to będzie chciał iść, a On nie, trochę wbiegaliśmy, trochę wchodziliśmy. Gdy minęliśmy 2,5km powiedział do mnie " No to mamy z górki". Dzielnie walczył przez całą trasę, wiedziałam, że się nie podda, a w głowie miałam jego bolącą stopę i te łydki, które z czasem powoli odpuszczały i dały biec. Na stadion wbiegliśmy z uśmiechem na ustach, Tata przebiegł jeszcze pod prysznic zrobiony przez strażaków, złapaliśmy się za ręce i mocno pogoniliśmy do mety. Wierzcie mi, że tego uczucia nie da się porównać z niczym. Uścisk na mecie i radość w oczach - Tata zasłużył na ten medal w 100% i wierzę, że nie poprzestanie na tym jednym biegu, że będzie chciał dalej. 

Co do samej imprezy - to nie da się jej inaczej opisać jak GENIALNA! Robią ją ludzie z pasją do biegania i z miłością do małego szkraba Bartka. Potrafią przyjechać z najdalszych miejsc Polski by pobiec dla Niego. Całe wpisowe z biegu przeznaczone jest dla Bartka na rehabilitację i protezy. Jeśli kiedykolwiek będziecie się zastanawiać czy przyjechać na ten bieg, to nie miejcie tego dylematu. Ja Wam mówię, że można, że warto. Już myślę o 10km, które odbędą się tu jesienią.








2 komentarze:

  1. Super relacja. Fajnie, że ludzie angażują się w takie imprezy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fajnie, że są ludzie z dobrym sercem, którzy chcą pomagać; nikt z nas nie wie co w życiu na nas czeka. Dzięki za dobre słowo!

      Usuń