Co
za dzień! Co za bieg! W doborowym, babskim towarzystwie JoAsi i
Marty dotarłyśmy na bieg przed czasem.
Miałam być wcześniej bo testowałam słuchawki a sponsor chciał zrobić zdjęcie
ze wszystkim „ekspertami”. Szybka fotka,
wymiana zdań, przebieranie i rozgrzewka. Dziś robiłam najmocniejszy ze
wszystkich treningów w tym tygodniu czyli szybkie 10 km, ale nie na życiówkę. Ciężko jest biec
wolno kiedy adrenalina buzuje w żyłach a atmosfera biegu udziela się wszystkim.
Przed startem umówiłam się z dwoma kolegami, Hubertem i Mikołajem, że biegniemy
w granicy 45 min. Huberta jak zawsze poniosło ale razem z Mikołajem trzymaliśmy
się planu. Z racji posiadanych słuchawek na uszach komunikowaliśmy się migowo a
czasem zdejmowaliśmy je na chwilę, żeby ustalić taktykę ;-) W pewnym momencie usłyszałam: „A może
tak 44?” No to spróbujmy.
Wtedy nie wiedziałam, że życiówka Mikołaja jest powyżej 45min. O tym powiedział
mi na mecie, na którą wbiegł sprintem zostawiając mnie w tyle. Ale rozumiem Jego
zachowanie doskonale – w końcu to zawody a On walczył o wynik. Czas 44:06 jest
bardzo dobry jak na kogoś, kto biega pół roku ale pewnie jak większość z Was przeszkadzałoby te 6sekund. No dobra –
7.
Potem
jeszcze mały wywiad o słuchawkach – mnie się udało nic nie mówić – jakoś nie
lubię przemawiać do tłumu :-) Ubraliśmy się w coś ciepłego i poszliśmy na żurek.
Było zimno, wietrznie więc ciepła zupa to jest to.
W
domu obowiązkowo gorący prysznic i pora uzupełnić węglowodany. Kocham makaron
ale sosy wolę robić sama. Wtedy wiem co jem i wiem, że to jest zdrowe. Dziś
zrobiłam z zielonym pesto ale nie z orzeszkami pinii a słonecznikiem. Kto ma
ochotę eksperymentować to klika w link poniżej ;-) Smacznego!
A
ja teraz wybieram się na zasłużony relaks czyli koncert :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz