wtorek, 31 grudnia 2013

jaki był ten 2013?

dla mnie na pewno wyjątkowy i bardzo udany. Zarówno pod względem biegowym, ale też i spotkanych ludzi. W styczniu zaczęła się moja przygoda z Golden Team. Pierwsze wspólne cykliczne bieganie po Kabatach i miłość "od pierwszego biegania". Polubiliśmy się. No dobra, ja ich polubiłam :) Przez cały rok dawali mi rady, wskazówki, motywowali i zabierali na wspólne bieganie. Życzę sobie, żeby i w 2014 roku też tak było. To dzięki Mariuszowi zapisałam się na Tokio Marathon i bardzo żałuję, że nie może wystartować razem ze mną. 
Jesienią 2013 powstał pomysł na projekt Pora na Majora i to jest mój cel na kolejne, na pewno ciekawe, 2 lata.  Dziękuję za zaufanie oraz wsparcie sponsoringowe zarówno Magdzie z TomTom jak i Wojtkowi z Nessi.

A statystyki? 
1933 przebiegniętych kilometrów (w 2012r. 1303), mnóstwo spalonych kalorii, sporo satysfakcji i kilka życiówek :) Ta, która najbardziej cieszy, to z głównego biegu jaki planowałam na mijający rok czyli z Maratonu Warszawskiego - 3:31:07. Pokazała mi, że stać mnie na coś fajnego i dała awans z czasem do Maratonu w Bostonie (wymagany dla kobiet w moim wieku 3:35:00).

Wczoraj zaczęłam 7 tydzień przygotowań do pierwszego z Wolrd Marathon Majors - Tokio. Jestem na półmetku a wiem, że łatwo nie będzie. Czeka mnie najcięższy treningowo miesiąc, styczeń, ale wiem, że warto, udowodniłam sobie, że upór pomaga w życiu, że nie ma nic za darmo a sukces można osiągnąć jedynie ciężką pracą.

Czego Wam życzę na Nowy 2014 Rok? Zdrowia - bo ono jest najcenniejsze i najważniejsze. Jak go nie ma, to nic nie damy radę zrobić. Abyście mieli szczęście i w życiu i w miłości. Realizujcie swoje plany i marzenia - nawet te najmniejsze, które są na dnie Waszego serca bo wierzcie mi - warto :) Otaczajcie się prawdziwymi przyjaciółmi, ludźmi, którzy będą Was wspierać. A biegaczom -  bezkontuzyjnych biegów i nowych życiówek.

Sobie życzę wytrwałości w treningach, udanych startów w World Marathon Majors, tyle samo lądowań co startów, abym szczęśliwie zawsze wracała do domu. I obowiązkowo - Waszego wsparcia i czasem kopniaka w tyłek jeśli zasłużę ;-) 

Szczęśliwego Nowego Roku! Niech moc będzie z Wami! :)


wtorek, 24 grudnia 2013

Nessi i ja

Kiedy wysyłałam maila do firmy Nessi, z prośbą o wsparcie mojego szalonego, ale jakże fajnego pomysłu z World Marathon Majors, pomyślałam sobie, że to młoda, polska firma, gdzie pracują amatorzy biegania jak ja. Może to właśnie Oni zechcą być ze mną w Tokio? Jak to mówią, swój do swego ciągnie. Uzależnieni od aktywności, nie usiedzą w miejscu, kibice wielu sportów - wiedziałam, że jeżeli tylko zaciekawię ich swoim projektem, to na pewno znajdziemy wspólną nić porozumienia. Wojtek odpisał dość szybko i konkretnie a ja lubię takich ludzi.

Co sprawiło, że chcę reprezentować Nessi w Tokio? Przede wszystkim to, że to nasza rodzima firma, która oferuje bardzo dobre jakościowo ubrania i akcesoria nie tylko do biegania, a ja nie potrafię udawać, że jest dobrze jeśli tak nie jest i tego "nie czuję". Nie będę Was namawiać, że Nessi jest super marką. Mam nadzieję, że sami to zobaczycie i przekonacie się.

Okazja jest chociażby dziś:

https://www.facebook.com/events/1431363650414567/

Dziękuję firmie Nessi za zaufanie i za pomoc w realizacji moich marzeń :-)


wtorek, 17 grudnia 2013

biegiem przez Spałę

Czekałam na ten wyjazd od dłuższego czasu. Spała i Centralny Ośrodek Sportu – Ośrodek Przygotowań Olimpijskich. Co roku kilka osób z sekcji biegowej z mojej pracy ma szansę tam pojechać i trenować pod okiem profesjonalnego trenera. Liczba miejsc jest ograniczona i działa zasada – kto pierwszy – ten lepszy. W tym roku pojechaliśmy razem z firmą Intersport dzięki uprzejmości Tomka Smolarczyka. To dzięki Niemu mieliśmy szansę spędzić ten czas pod okiem Anety Kaczmarek – utytułowanej lekkoatletki specjalizującej się w biegach na 400 i 800 metrów. 
 Aneta jest bardzo otwartą osobą, z niesamowitym, zaraźliwym poczuciem humoru. W treningach brał udział również Anety mąż - Michał. Jest On utytułowanym biegaczem z licznym medalowym dorobkiem, nie sposób wszystkiego wymienić, więc ograniczę się do jednego – Michał specjalizuje się w biegach długodystansowych a jego rekord życiowy osiągnięty w Maratonie Warszawskim – 2:14:13 jest dla mnie kosmiczny.
Wyjechaliśmy w piątek po pracy tak, żeby dotrzeć jeszcze na kolację. Zameldowaliśmy się, zjedliśmy i udaliśmy się na spotkanie w kawiarence, gdzie mieliśmy się poznać i zapoznać się z planem naszego pobytu w Spale. Była to świetna okazja, żeby  porozmawiać z Michałem na temat Jego przygotowań do maratonów – jak trenuje, w czym biega i jaką dietę stosuje tuż przed startem. Dla nas amatorów takie spotkanie było niezwykle cenne, nie co dzień zdarza się okazja by porozmawiać z tak szybkim biegaczem
W sobotę po śniadaniu udaliśmy się na zwiedzanie stadionu i całego ośrodka. Aneta przedstawiła  nam historię ośrodka, opowiadała o biegach, swoich startach. W południe poszliśmy na halę, na której odbyliśmy mocny trening. Zostaliśmy podzieleni na dwie grupy. Udało mi się zakwalifikować do  tej mocniejszej, szybszej. Trening w tej grupie wyglądał tak: 1000m w tempie 4:00, przerwa 400m; 600m w tempie 3:50, przerwa 200m, 400m w tempie 3:40, przerwa 600m… zapowiadało się bardzo ciężko, bo założeniem było zrealizowanie go 3 razy… ;-)   Daliśmy radę z kolegami, ale wysiłek był ogromny. Dla mnie najcięższa była 3 seria, ale nie chciałam się poddać i ukończyłam trening zgodnie z planem. Potem rozciąganie, po którym każdy marzył tylko o prysznicu i chwili odpoczynku.Kiedy my mieliśmy trening, mogliśmy obserwować wyczynowców – skoczków o tyczce, sprinterów  i innych lekkoatletów. Przyglądanie się ich treningowi zrobiło na mnie duże wrażenie, szczególnie zapamiętam trening skoczków w wzwyż, którzy podrzucali kilku kilową piłkę lekarską pod sam sufit hali. Skoczkowie muszą mieć silne ręce, gdyż w trakcie skoku to one dodatkowo „ciągną" ich w górę.  Mieliśmy też okazję przyglądać się Tomkowi Majewskiemu jak trenuje. W rzeczywistości jest dużo większy niż w telewizji :-)
Po obiedzie czekały nas dwie atrakcje – ćwiczenia na hali ale już na spokojnie, bez ekstremalnego wysiłku – rozciąganie i seria brzuszków. Do dziś czuję efekt tamtego treningu J  Fajnie jest poznać inne, nowe ćwiczenia, które można wykonywać w domu. Aneta tłumaczyła nam jaką partię mięśni w danym momencie rozciągamy odczuwany ból znaczy, że dobrze ćwiczyliśmy. Po kolacji, już dla chętnych, mieliśmy do wyboru – albo saunę albo grotę solną. Ja wybrałam to drugie. Wieczorem spotkaliśmy się, żeby omówić dzień, podpytać trenerów o wskazówki skoro mieliśmy taką okazję, później pograliśmy wspólnie w bilard ;-)
 
Niedziela to jak u większości biegaczy – „long run” czyli długie, wolne wybieganie. Aneta zabrała nas w najbardziej znaną trasę biegową w Spale – „drogę na Konewkę” (od nazwy miejscowości). Trenują tam najlepsi maratończycy i chodziarze z prostej przyczyny – długa droga, z lekkimi podbiegami, oszałamiającymi widokami, co widać na zdjęciach a przede wszystkim jest zamknięta dla ruchu.
Umówiliśmy się na 1h biegu – wolno, swobodnie i bez zegarka ;-)   Po rozciąganiu namówiłam ekipę na zrobienie kilku zdjęć. Potem wróciliśmy do hotelu na szybki prysznic i zjedliśmy obiad.
Nasza przygoda ze Spałą zakończyła się, ale wiem jedno – byłam tam po raz 3 i na pewno, jeżeli tylko będę mieć możliwość, będę tam wracać. 
Spała to idealne miejsce do odbywania treningów, gdzie wszystkie udogodnienia dla biegaczy znajdują się w zasięgu ręki, a jeśli ma się kogoś, kto czuwa nad tym co robisz – żal nie wykorzystać takiej okazji.
Dziękuję Tomkowi Smolarczykowi i firmie Intersport za możliwość spędzenia tego czasu pod okiem takich osób jak Aneta i Michał Kaczmarek. Wiem, że w pełni wykorzystałam ten czas, sporo się dowiedziałam, sporo nauczyłam a kilka rzeczy przypomniałam.
 
Oczywiście nie byłoby tego wyjazdu gdyby nie moja Sekcja Biegowa z pracy i ludzie, z którymi tam byłam – chłopaki – piękne dzięki!!
Przy okazji ogłosiłam mały quiz, w którym do wygrania był magnes na lodówkę ze Spały. Pytanie proste – ile km przebiegłam podczas pobytu. Odpowiedź to 25km a nagroda trafiła do Marty Sierżant. Gratulacje!!

 
 

środa, 11 grudnia 2013

TomTom - test drugi

Nadeszła pora na drugi test zegarka Multisport TomTom. Wybrałam się na warszawską Agrykolę bo w planie miałam zabawę biegową, czyli interwały kontrolowane. Zwracam wtedy uwagę na styl w jakim biegnę - czy jest to bieg na śródstopiu, czy prawidłowo trzymam ręce, jednocześnie biegnąc szybko, ale nie na maksimum swoich możliwości.
Pierwsza rzecz, którą bardzo polubiłam to możliwość ustawienia trybu nocnego, czyli ciągłe podświetlenie tarczy zegarka. W ten sposób bez problemu mogę kontrolować trening.
Najpierw rozgrzewka - 6km wolnego biegu po stadionie, potem ćwiczenia w ruchu i statyczne. Ja byłam gotowa, ale jeszcze mój partner biegowy czyli zegarek Multisport. Najważniejsze to zaprogramować interwały - dla mnie rewelacja. Kolejno ustawiłam ile będzie trwać interwał - do wyboru czas i dystans. Następnie -  ile potrwa przerwa, ile ma być powtórzeń i na koniec schłodzenie.
Każda zmiana była sygnalizowana dźwiękiem i wibracją.
Super się sprawdziło podczas treningu, ponieważ w ogóle nie kontrolowałam czasu a skupiłam się tylko i wyłącznie na stylu w jakim biegnę. Jeżeli często robicie takie treningi to polecam. Czekałam na dzień kiedy będę mogła przetestować tą opcję i dla mnie przeszła test w 100%.  Kolejne interwały będą nie na czas a dystans.

niedziela, 8 grudnia 2013

Życiówka na piernikach

O tym biegu słyszałam jeszcze przed wakacjami. Znajomi byli rok temu i bardzo go sobie chwalili, więc decyzja była szybka - zapisuję się na XI Półmaraton Św. Mikołajów w Toruniu. Zapisana, opłacona i z zarezerwowanym noclegiem czekałam na ostatni, z 30-stu biegów, w tym roku, w których brałam udział. Orkan Ksawery chciał popsuć nam plany, ale prawdziwi biegacze żadnej pogody się nie boją :)
W sobotę, w super nastrojach, razem ze znajomymi z Golden Team, ruszyliśmy na Toruń. Pojechaliśmy prosto po odbiór pakietów a tam niespodzianka! Jerzy Skarżyński. Siedział i podpisywał swoje książki. Obiecałam sobie, że jak Go spotkam to poproszę o autograf. Moje marzenie się spełniło bo dostałam dedykację i zrobiłam  wspólne zdjęcie. Oczywiście opowiedziałam o moim projekcie z 6WMM. Pan Jerzy to przemiły człowiek. Z odebranymi pakietami ruszyliśmy na umówione Pasta Party z resztą znajomych z Golden Team. Miłe zaskoczenie, bo na podobne spotkanie w tej samej restauracji zdecydowała się również spora grupa biegaczy z Warszawy. Zameldowaliśmy się w naszym hostelu przemieszczając się wcześniej z tobołkami między jedną siedzibą a drugą, żeby potem próbować otworzyć zamiast drzwi do hostelu - biuro nieruchomości znajdujące się obok :) Posiedzieliśmy nad piernikami (był z nami Mikołaj, więc pierniki były imieninowe) i o północy zdecydowaliśmy się pójść spać. Niestety wybraliśmy chyba najbardziej imprezową ulicę w Toruniu. Nie mogłam zasnąć do 3.00 a rano przed 8.00 trzeba było wstać. Tomek zadbał o pobudkę - z głośników usłyszałyśmy "Radość o poranku" Marleny Drozdowskiej :) Śniadanko (u mnie zawsze owsianka), przebieranie się w ciuszki biegowe i podróż pod szkołę, gdzie byliśmy umówieni na wspólne zdjęcie i skąd autobusy rozwoziły na nowo otwarty most, czyli linię startu. 
Na miejscu zobaczyłam tłumy ludzi, było przeraźliwie zimno i dodatkowo czekałam na ogłoszenie startu,  co się przedłużało. Przez pierwszy km przeciskałam się między ludźmi, bo nie wyznaczono stref czasowych, ale wkrótce "wskoczyłam" w swoje tempo i pilnowałam utrzymania 4:40 podczas trasy po asfalcie bo przed nami bowiem był do pokonania odcinek w lesie, gdzie jak wiadomo o tej porze roku zalega śnieg i lód, co spowalnia tempo biegu. Biegło mi się super - w uszach słuchawki z muzyką - dzięki temu, że są bezprzewodowe czułam zupełny luz. W lesie trzymałam średnie tempo 4:40-4:42 i na 16km już wiedziałam, że jest dobrze, i że będzie życiówka. Nie mogłam tylko przewidzieć jaka. Bardzo chciałam złamać 1:40:00 i poprawić wynik z Półmaratonu Warszawskiego z marca br. Po drodze motywowałam tych, którzy słabli na 18-20km. Miło było widzieć,  że jeszcze dawali z siebie "coś" i przyspieszali. W momencie kiedy wbiegłam na stadion i poczułam tartan, to wiedziałam, że teraz przycisnę. Ma metę wbiegłam wg mnie w pięknym stylu, z fajnym "wahadłem" i super czasem 1:38:05 (czas z PW 2013 poprawiony o prawie 4min!) co dało mi 11 miejsce wśród kobiet i 4 w swojej kategorii wiekowej. 
Odebrałam medal, założyłam folię ochronną i ruszyłam zjeść żurek :) Niespodzianką dla mnie były drożdżówki gigantycznych rozmiarów (nie zdradzę ile zjadłam :) ) , ciepła, słodka herbata i dodatkowo do wyboru piwo albo sok. Potem szybko przebrałam się w samochodzie i czekałam na resztę moich towarzyszy podróży. Najpierw przyszła Asia, która biegła w tempie treningowym a potem pojawili się Tomek i Karolina (debiutowała z czasem 2:04:00).  W drodze przerwa na kawę i małą, krótką drzemkę.
Cieszę się, że udało mi się zamknąć rok startów super udanym biegiem z życiówką. Teraz już tylko szlifowanie formy pod Tokio bo jak widać  - jest dobrze :) 


piątek, 6 grudnia 2013

mikołajkowe bieganie czyli pierwszy test TomTom'a

W wietrzny poranek postanowiłam pobiegać z Mikołajem po warszawskich Łazienkach. Krótka rozgrzewka i ruszyliśmy spod "palmy" w znanym nam kierunku. Umówiliśmy się, że Mikołaj pilnuje trasy a ja, z racji testów zegarka, pilnuję tempa. W planie treningowym zapisane miałam 8km OBW1 więc idealnie, żeby porozmawiać. 
Co jest na minus przy pierwszym kontakcie z TomTom Multisport ? Na pewno, jak dla mnie, brak instrukcji obsługi w języku polskim. Niby znajduje się ona w pudełku, ale jest bardzo mała i uboga. "Coś" tam jest, ale odnośnie do reszty trzeba działać intuicyjnie. Są oczywiście dostępne instrukcje w internecie w różnych językach ale c'mon - nie wszyscy są poliglotami. 
Co na duży plus i mega zaskoczenie? Na dzień dobry do sprawdzenia poszedł czujnik tętna i GPS. Mniej więcej puls złapałam po 3s a GPS po 5s! Przy pierwszej próbie trwało to, wiadomo, dłużej (wyznaczenie lokalizacji) ale po ponownym włączeniu 5s, wibracja i sygnał dźwiękowy, że mogę ruszać. 
Zegarek jest bardzo łatwy w obsłudze dzięki joystickowi, który znajduje się na pasku; na tarczy jest jedynie podświetlanie. Uniemożliwia to przypadkowe wyłączenie jakiejś funkcji. To co mnie się spodobało, to możliwość wyboru co mam mieć wyświetlane na ekranie. Można przełączać się między ekranami, ale wcześniej trzeba zdefiniować co, w którym miejscu ma być pokazane - w zależności od treningu - czy to średnie tempo, czy aktualne a może puls. Moje ulubione zestawienie - czas trwania - dystans - średnie tempo.  TomTom ma spory wyświetlacz, bardzo czytelny. Po zakończonym treningu bardzo fajnie przestawia info. 
Kolejny plus jaki znalazłam to czujnik tętna. W porównaniu z zegarkiem konkurencyjnej marki, z którego do tej pory korzystałam - dużo wygodniejszy. Sprawdzimy jak będzie przy długim wybieganiu.
To takie moje pierwsze wrażenia z użytkowania. W niedzielę jadę na Półmaraton Mikołajkowy do Torunia, więc zobaczymy jak sprawdzi się w trakcie biegu. 

Po aktualizacji oprogramowania zauważyłam fajną rzecz - interwały. Sprawdzimy w praktyce :)  

Duży plus za możliwość zapisania treningu w formacie umożliwiającym ręczne zapisanie w innych aplikacjach jak np. endomondo. 



środa, 4 grudnia 2013

pod czujnym okiem Ani


Nic tak nie mobilizuje do treningu jak spotkanie oko w oko z trenerem. Nie ma obijania się, nie ma, że odpuszczam. Warszawską Agrykolę lubię za dwie sprawy - za bieżnię, która przypomina mi lata młodości, kiedy trenowałam sprinty oraz za cykl biegów Warsaw Track Cup 2013, w którym zajęłam 2 miejsce w Open Kobiet. To takie miłe wspomnienia :) 
Szkoda, że Agrykola nie jest oświetlona o tej porze, ale dla co to za przeszkoda dla nas - biegaczy :)

Pogoda dzisiaj nie rozpieszczała. Zimno i wiatr nie zachęcało do wyjścia z domu, ale wiedziałam, że Ania czeka. Spotkałyśmy się o 18 i o dziwo praktycznie nie było nikogo na stadionie. Nie wiem czy to ta pogoda tak odstraszyła? Z reguły są całe grupy biegaczy. Zaczęłyśmy od rozgrzewki i od razu niemoc biegowa mi przeszła. Na dziś w planie było 6km w drugim zakresie a potem rytmy. Cieszę się, że udało się utrzymać założone tempo (4:49) przy dobrym, niskim tętnie. To taki dodatkowy motywator, że ta moc jest. 
 
Na treningu był też Adam, z którym jeśli wszystko dobrze pójdzie, pobiegniemy razem już w niedzielę w Toruniu.

wtorek, 3 grudnia 2013

TomTom



Uprzejmie informuję, że moim oficjalnym partnerem w przygotowaniach do World Marathon Majors została firma TomTom!! 

Dziś spotkałam się z przedstawicielkami firmy Magdą i Iwoną w jednej z warszawskich restauracji aby poznać się osobiście i porozmawiać o współpracy.
Dziewczyny, jak się okazało, podzielają moją radość z projektu i wiarę, że on się powiedzie. Fajnie wiedzieć, że ma się takie wsparcie a dla mnie dodatkowa mobilizacja do treningów.


Miła niespodzianka bo dostałam super prezent (chyba musiałam być grzeczna w tym roku bo Mikołaj przyszedł znacznie wcześniej) zegarek TomTom Multi Sport. Domyślacie się pewnie nad czym spędzam wieczór :) a już na dniach ruszam na testy i sprawdzimy co to za cudo, chociaż już na pierwszy rzut oka uwiódł mnie kolorem :) Teraz liczę, że tak samo będzie z funkcjonalnością i wykorzystam go w pełni podczas treningów. 


niedziela, 1 grudnia 2013

Żoliborski Bieg Mikołajkowy



    Co za dzień! Co za bieg! W doborowym, babskim towarzystwie JoAsi i Marty dotarłyśmy na bieg przed czasem.  Miałam być wcześniej bo testowałam słuchawki a sponsor chciał zrobić zdjęcie ze wszystkim „ekspertami”.  Szybka fotka, wymiana zdań, przebieranie i rozgrzewka. Dziś robiłam najmocniejszy ze wszystkich treningów w tym tygodniu czyli szybkie 10 km, ale nie na życiówkę. Ciężko jest biec wolno kiedy adrenalina buzuje w żyłach a atmosfera biegu udziela się wszystkim. Przed startem umówiłam się z dwoma kolegami, Hubertem i Mikołajem, że biegniemy w granicy 45 min. Huberta jak zawsze poniosło ale razem z Mikołajem trzymaliśmy się planu. Z racji posiadanych słuchawek na uszach komunikowaliśmy się migowo a czasem zdejmowaliśmy je na chwilę, żeby ustalić taktykę ;-) W pewnym momencie usłyszałam: „A może tak 44?” No to spróbujmy. Wtedy nie wiedziałam, że życiówka Mikołaja jest powyżej 45min. O tym powiedział mi na mecie, na którą wbiegł sprintem zostawiając mnie w tyle. Ale rozumiem Jego zachowanie doskonale – w końcu to zawody a On walczył o wynik. Czas 44:06 jest bardzo dobry jak na kogoś, kto biega pół roku ale pewnie jak większość  z Was przeszkadzałoby te 6sekund. No dobra – 7.  
Potem jeszcze mały wywiad o słuchawkach – mnie się udało nic nie mówić – jakoś nie lubię przemawiać do tłumu :-) Ubraliśmy się w coś ciepłego i poszliśmy na żurek. Było zimno, wietrznie więc ciepła zupa to jest to.

W domu obowiązkowo gorący prysznic i pora uzupełnić węglowodany. Kocham makaron ale sosy wolę robić sama. Wtedy wiem co jem i wiem, że to jest zdrowe. Dziś zrobiłam z zielonym pesto ale nie z orzeszkami pinii a słonecznikiem. Kto ma ochotę eksperymentować to klika w link poniżej ;-) Smacznego!
 







A ja teraz wybieram się na zasłużony relaks czyli koncert :-) 





deszczowa niespodzianka

        
   Robert zadzwonił do mnie w piątkowy wieczór, kiedy siedziałam w pracy, z konkretnym przekazem: "Co robisz jutro rano? Mam plan. Widzimy się o 10.00. Będzie fajny trening - zobaczysz". Do tej pory zawsze się z Nim zgadzałam więc i teraz nie mogło być inaczej. Sobotni poranek nie napawał optymizmem przez padający deszcz za oknem. Nie chciało mi się wyjść spod ciepłej kołderki a co dopiero ubrać się i iść biegać. No ale jak nie iść na „fajny trening” ? Nie wiedziałam nawet gdzie to będzie. Znałam tylko miejsce spotkania, które nic mi nie mówiło. Dobiegłam pod wskazany adres i czekałam.  Nagle podbiegł do mnie inny biegacz i zapytał – „To jakieś nowe miejsce spotkań? Umówiłem się tutaj z kolegą”  Byłam zdziwiona bo miejsce nietypowe ale potem  jak się okazało Robert zaprosił na trening również Jaśka. Razem podjechaliśmy pod Wał Zawadowski. Pierwsze 5km biegliśmy ścieżką wzdłuż Wisły by dobiec do Kamieniołomów a tam błotko :-)   Wtedy pożałowałam, że zabrałam swoje ulubione, białe buty.
Ale to, co potem zobaczyłam w 100% zrekompensowało mi wczesną, jak na sobotę, pobudkę, bieganie w deszczu i w błocie. Piękna góra i to tak blisko Warszawy. Co za widok!  Zbiegliśmy w dół by potem znów móc podbiec pod górę. Czworogłowe dały znać o sobie. Niesamowite wrażenia i wcale nie trzeba jechać do Falenicy by mieć gdzie ćwiczyć siłę biegową. 




W sumie nabiegałam dzisiaj 16km i wiecie co? Lubię takie niespodzianki. Dzięki Robert i Jasiek za wspólne biegowo-deszczowe szaleństwo po górkach :-)  A buty? No cóż - po to są, żeby w nich biegać niezależnie od warunków.