Robert zadzwonił do mnie w piątkowy wieczór, kiedy siedziałam w pracy, z konkretnym przekazem: "Co robisz jutro rano? Mam plan. Widzimy się o 10.00. Będzie fajny trening - zobaczysz". Do tej pory zawsze się z Nim zgadzałam więc i teraz nie mogło być inaczej. Sobotni poranek nie napawał optymizmem przez padający deszcz za oknem. Nie chciało mi się wyjść spod ciepłej kołderki a co dopiero ubrać się i iść biegać. No ale jak nie iść na „fajny trening” ? Nie wiedziałam nawet gdzie to będzie. Znałam tylko miejsce spotkania, które nic mi nie mówiło. Dobiegłam pod wskazany adres i czekałam. Nagle podbiegł do mnie inny biegacz i zapytał – „To jakieś nowe miejsce spotkań? Umówiłem się tutaj z kolegą” Byłam zdziwiona bo miejsce nietypowe ale potem jak się okazało Robert zaprosił na trening również Jaśka. Razem podjechaliśmy pod Wał Zawadowski. Pierwsze 5km biegliśmy ścieżką wzdłuż Wisły by dobiec do Kamieniołomów a tam błotko :-) Wtedy pożałowałam, że zabrałam swoje ulubione, białe buty.
Ale to, co potem zobaczyłam w 100% zrekompensowało mi
wczesną, jak na sobotę, pobudkę, bieganie w deszczu i w błocie. Piękna góra i to
tak blisko Warszawy. Co za widok! Zbiegliśmy
w dół by potem znów móc podbiec pod górę. Czworogłowe dały znać o sobie. Niesamowite
wrażenia i wcale nie trzeba jechać do Falenicy by mieć gdzie ćwiczyć siłę
biegową.
W sumie nabiegałam dzisiaj 16km i wiecie co? Lubię takie
niespodzianki. Dzięki Robert i Jasiek za wspólne
biegowo-deszczowe szaleństwo po górkach :-) A buty? No cóż - po to są, żeby w nich biegać niezależnie od warunków.
za Wilanowem a link - proszę bardzo:
OdpowiedzUsuńhttps://maps.google.pl/maps/ms?msa=0&msid=214901203797503913192.0004559dc88966102bdee