piątek, 26 sierpnia 2016

6 Półmaraton Powiatu Warszawskiego Zachodniego

Wybierając start na ten rok, wiedziałam, że nie będę biec maratonu na czas. Dla mnie za wcześnie. Postanowiłam skupić się na powrocie do formy i krótszych dystansach. Miałam dylemat, którą "połówkę" wybrać jako ten TOP, ale wiedziałam, że Półmaraton Powiatu Warszawskiego Zachodniego  będzie na bank na mojej liście startów. Pierwszy raz biegłam rok temu i pasowało mi wszystko. Trasa, organizacja i atmosfera. Widać, że jak bieg szykują ludzie z pasją, to musi być udany.

Dzięki uprzejmości Macieja M., na miejsce dotarłam szybko i bezproblemowo. Zaparkowaliśmy, odebraliśmy pakiety i poszliśmy zostawić rzeczy w depozycie. Wtedy Maciej zapytał :"A gdzie masz czapkę?" A no mam, w domu. Grzecznie sobie leżała i czekała na mój powrót. Ale słońca niby nie było... Niby... Chwilę potem spotkałam Malwinę, moją serdeczną koleżankę z Golden Team. Razem zaczęłyśmy się rozgrzewać, trochę plotkując. Dla niej to był start kontrolny przed maratonem we Wrocławiu.  Mój plan był na 1:38 czyli tempo mniej więcej 4:40. Ustawiłam się w połowie między zającem na 1:35 a 1:40. Pierwszy kilometr... 4:07.. gdzie ten "zając" tak pędzi??!! Niby dobrze mi się biegnie, ale zwalniam.. 4:34, 4:38. W oddali widzę Malwinę. Powolutku mi się oddala.I dobrze. Ona miała biec na 1:35. Mniej więcej od 5km zaczęło się. Głowa zaczęła mi wmawiać, że ją coś boli, że może nie ścigamy się dzisiaj, że może odpusczamy. Za tydzień jest BMW Półmaraton Praski i to miał być ten start. Odpuść. I odpuściłam.4:48, 4:53. Przez chwilę pomyślałam, że może zawrócić na start - bliżej bym miała. Po 9km był punkt żywieniowy. Zabrałam butelkę wody, ale zobaczyłam dalej kubki. Zatrzymałam się, żeby wziąć kubek a oddać butelkę dla innych. Usłyszałam: "niech pani rzuci, my potem zabierzemy". Tempo spadło do 5:20. Próbowałam rozpędzić nogi a one jakby grały co im głowa mówi. 5:17, 5:11. Udało się na 11km wbić w tempo 5:06..Gdzieś po drodze minął mnie zając na 1:40.Na 12km zaczęła się pętelka. Obserwowałam innych zawodników i tych, których znałam, widziałam, że są poniżej swoich możliwości. Co się dzieje? Minął mnie Maciej z naprzeciwka i mówi, że kiepsko. Wypatrywałam Malwiny i myślałam, że ją przeoczyłam a ona .. była za balonikiem na 1:40. Zaczęłam się zastanawiać co takiego się stało, że wszyscy jakoś tak nie biegniemy swojego. Powoli zaczęłam zbierać w sobie siły. Wiedziałam, że nie chce zobaczyć kolejnego balonika na 1:45. Myśl o zawracaniu z trasy minęła. 13km - 5:02, 4:50. Oooo! wracamy do gry. Na 15km wypiłam moją power bombę. Jeśli coś ma mnie postawić na nogi, to tylko to. Podziałała. Kiedy zobaczyłam Malwinę i jeszcze jedną dziewczynę, postanowiłam, że chce je dogonić. Powoli, ale dogonić. Stały się moim motywatorem.
Pogoń zajęła mi 3 km. Chciałam, żeby Malwina pobiegła za mną, żeby uczepiła się moich pleców, ale rzuciła, żeby biegła dalej. Mijając ją na zegarku zobaczyłam 4:35. Czyli jest dobrze, utrzymać teraz tylko to do końca. 

fot. maratonypolskie.pl
Na 20km spotkałam Adasia. Wraca do biegania po wypadku samochodowym. Nie wiem jak on to robi, ale jest w miejscu, gdzie powinien być. Pamiętam na maratonie warszawskim jak wyskoczył na 39km z czekoladą, a teraz z butelką wody. Lekko gazowana? A niech będzie - cokolwiek byle się napić i do przodu. Jakieś 300m przed metą usłyszałam: "Dajesz Ola, dogonisz go. Ogień" I mimo, że wydawało mi się, że nie mam czym finiszować, na metę wpadłam w tempie 3:45 jako 7 kobieta. Medal. Woda. Gratulacje. Dwa słowa z organizatorami i można iść po depozyt.


 Kiedy siedzieliśmy, czekając na dekoracje, Malwina podeszła do mnie i powiedziała: "Gratulacje, jesteś 3 w K30". Jak? z takim wynikiem? Ucieszyłam się, bo chyba nic na głowę nie robi tak dobrze jak pochwała w postaci "pudła". W trakcie biegu organizowana była też premia lotna "zmierz się z Kusocińskim". Między 13 a 16 km był dodatkowy pomiar czasu. To był moment kiedy goniłam dziewczyny i dzięki temu udało się wskoczyć na pudło jako druga kobieta. A na koniec wylosowałam jeszcze nagrodę rzeczową. Jak to mówią - rozbiłam bank.
To był ciężki dla mnie start. Dawno tak źle nie czułam się w trakcie jak i po biegu. Moja wina na bank to brak czapki, ale pogoda .. cóż... taka sama dla wszystkich. Jedno jest pewne za rok znów tu będę i pewnie organizatorzy znów załatwią ciepełko.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz