Nie pamiętam kiedy posmakowałam pierwszy żel energetyczny ani co to była za marka, ale nie wyobrażam sobie teraz pobiec półmaraton czy maraton bez tego specyfiku. Z reguły kupowałam 2-3 sztuki danej firmy, w różnych smakach i na treningach sprawdzałam jak reaguje mój żołądek. To samo było z izotonikami. Odkryłam spory kawałek czasu temu, że niestety podczas wysiłku mogę nawadniać się tylko wodą. W innym wypadku musiałabym szukać Toi Toi :) Po wysiłku czy za metą nie ma to już większego znaczenia. Na zawodach zawsze dwa razy pytam czy w kubku na pewno mam wodę.
Miesiąc temu otrzymałam paczkę z produktami do testowania od ALE - Active Life Energy. To nasza rodzima firma z Łodzi więc tym bardziej ciekawa byłam co to i jak to :) Ekspertem marki jest dr Jakub Czaja, były uczestnik Igrzysk Olimpijskich a dziś trener, konsultant żywieniowy i amator triathlonu. Mieliśmy okazję spotkać się kilkukrotnie więc wiedzę czerpałam od źródła a potem.... już tylko założyć buty na nogi i ruszać na testy.
Do tej pory najlepiej służyły mi produkty Agisko i dalej zabieram je na treningi czy starty.
Ale jak nie spróbować ALE? Po pierwszym wciągniętym żelu stwierdziłam, że mają u mnie plusa za konsystencję i smak - jak to Beata fajnie określiła - niedosłodzonego kisielu truskawkowo-bananowego, zielonego jabłka czy coca-coli. Żeli ALE nie trzeba zapijać, bez problemu można zjeść podczas bieg. Opakowanie wygodne do schowania, łatwo się otwiera a to dla mnie ważne podczas zawodów. I o ile reakcji mojego brzusia na żele się nie bałam tak strach mnie obleciał gdy przyszła pora na izo czyli ALE Race. W moje ręce wpadło czerwone jabłko - nie wiem kto w firmie znał mój gust smakowy :)
Najpierw test w domu, po treningu. Ciekawy smak i fajnie nawadnia. Drugie podejście miało mieć miejsce podczas treningu. Zabrałam izo w bidon, Tatę na rower i poszłam pobiegać w lesie. Zawsze to łatwiej gdy wsparcie jest obok :) Z przyjemnością stwierdzam, że to jedyny (przeze mnie próbowany a było ich trochę) napój izotoniczny, który nie powoduje u mnie dolegliwości żołądkowych. Bez strachu zabrałam go dziś na długie wybieganie :) Podoba mi się też to że tak naprawdę izo mam zawsze pod ręką. Gdy tylko potrzebuję to otwieram opakowanie i sama sobie go przyrządzam.
Do tej pory najlepiej służyły mi produkty Agisko i dalej zabieram je na treningi czy starty.
Najpierw test w domu, po treningu. Ciekawy smak i fajnie nawadnia. Drugie podejście miało mieć miejsce podczas treningu. Zabrałam izo w bidon, Tatę na rower i poszłam pobiegać w lesie. Zawsze to łatwiej gdy wsparcie jest obok :) Z przyjemnością stwierdzam, że to jedyny (przeze mnie próbowany a było ich trochę) napój izotoniczny, który nie powoduje u mnie dolegliwości żołądkowych. Bez strachu zabrałam go dziś na długie wybieganie :) Podoba mi się też to że tak naprawdę izo mam zawsze pod ręką. Gdy tylko potrzebuję to otwieram opakowanie i sama sobie go przyrządzam.
Pozostałe produkty czyli kapsułki: magnez, żelazo i witamina D są w fazie testów. Są łatwe do połykania a jakie będą wyniki to zobaczymy. Nie miałam świadomości do tej pory, jakie niedobory witaminy D mamy. Siedzimy często w słabo nasłonecznionych, korporacyjnych biurach co wpływa na dostęp światła i niedobór tej witaminy. Pomyślcie o tym.
Po miesiącu testów z czystym sumieniem mogę polecić produkty ALE. Spróbujcie a nie pożałujecie. Są łatwo dostępne i nie drogie. Smak to już kwestia gustu a o gustach się nie dyskutuje ale wierzę, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Więcej info o marce i produktach tutaj
Więcej info o marce i produktach tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz