wtorek, 20 października 2015

Szczęśliwa Kielecka Dyszka po raz drugi

Dwa lata temu się nie udało. Byłam tydzień po maratonie poznańskim. Pamiętam, że było ciepło, sporo piachu na trasie i pierwsza "gleba" na zawodach :-) 6km, piękna wywrotka i straciłam z oczu dziewczynę, z którą chciałam walczyć o podium.
Na IV Kielecką Dychę zapisałam się dawno temu. W piątek prosto z Warszawy pojechałam odebrać pakiet - pamiątkową koszulkę i łakocie. W sobotę cały dzień praktycznie padał deszcz, co zapowiadało kąpiele błotne kolejnego dnia. Na to byłam przygotowana. Tym razem zabrałam lepsze buty, mniej wywrotowe. 
W niedzielę ucieszyłam się bo przestało padać, temperatura była idealna i .. zero wiatru. A wiecie co ten potrafi zrobić w Kielcach ;-) Start zaplanowano na 10:00. Na stadion dotarłam o 9:30 i zaczęłam się rozgrzewać. Spotkałam mnóstwo znajomych, m.in. Pawła poznanego na Chudym Wawrzyńcu (wyprzedził mnie na 5km), chwilę porozmawialiśmy o planach na kolejne starty. 

poniedziałek, 21 września 2015

III Bieg o Nowińskie Kominy

Planując wyjazd do rodziców, zerknęłam na biegi w okolicy. Nie słyszałam o biegu w Nowinach wcześniej,a to raptem 5km od rodzinnego domu. Pomyślałam, że 5-tka jeszcze nikomu nie zaszkodziła. W sobotę rano między zakupami i porządkami w domu, pojechałam odebrać pakiet. 15 zł - tyle wynosiła opłata startowa, a w zamian Poweraid i numer startowy z chipem. Na miejsce przyjechałam z Tatą o 12:00.Troszkę potruchtałam, rozgrzeweczka i o 12:30 ruszyłam z pierwszej linii.
 fot. Biegam Bo "Muszę" w Kielcach

poniedziałek, 14 września 2015

Podium z jabłkiem w tle czyli Jublileuszowy Połmaraton w Tarczynie

Półmaraton w Błoniu oraz BMW Półmaraton Praski biegłam treningowo. Taki był cel. Start  w Tarczynie od dawna był planowany jako przetarcie przed jesiennym maratonem i sprawdzenie formy. Pierwszy raz biegłam tam 2 lata temu z kolegami. Testowaliśmy wtedy tempo maratońskie. Było dużo śmiechu, żartów i być może dlatego nie zapamiętałam trasy jako miejscami pagórkowatej. Nawet jak ostatnio ktoś mówił o podbiegu, zastanawiałam się w którym miejscu on niby był
W niedzielę wyruszyłam z JoAsią o 9:00 w kierunku Tarczyna. Dojechałyśmy szybko i sprawnie, nie było problemu z miejscem do parkowania. Tylko jakoś po pakiet dojść nie mogłyśmy, bo spotykałyśmy znajomych i z każdym chciało się chociaż chwilę pogadać. Pogoda była prawie idealna. Prawie bo choć było chłodno, to trochę wietrznie. W trakcie rozgrzewki spotkałam Agę (na dystansie). Szkoda, że nie startowała, ale rozumiem, że czasem warto odpuścić dla innego biegu. Wiem, że w trakcie maratonu warszawskiego będę jej mocno kibicować. Gdy troszkę truchtałam z Danielem czułam, że to nie jest ten dzień. Odsuwałam od siebie tą myśl, że coś jest nie tak, ale organizmu nie oszukasz. Od kilku dni czuję taki jakiś brak formy. Obiecałam sobie, że nie poddam się aż do ostatniego metra. Nie po to tu przyjechałam. 

środa, 2 września 2015

być kobietą, być kobietą - recenzja książki "Kobieta w biegu"

Kiedy dostałam tą książkę do recenzji od wydawnictwa Galaktyka, zastanawiałam się przez chwilę czy to będzie kolejna historia biegacza, czy może poradnik w stylu: jak powinna biegać kobieta? czy to może jakoś różni się od męskiego "wydania"? Książka na pierwszy rzut oka nie powala ani okładką ani chwytliwym tytułem. Czymś co by zaciekawiło i zatrzymało na chwilę. Ale poproszona o przeczytanie i recenzję, postanowiłam zaryzykować.
I mimo, że nie jest to książka w stylu "Szczęśliwi biegają ultra", którą pochłonęłam od razu, to czyta się ją bardzo przyjemnie.  Autorką jest Kasia Żbikowska-Jusis. Założycielka portalu biegowego dla kobiet - kobietkibiegaja.pl. W swojej książce opisuje jak godzi obowiązki redaktorki, żony a przede wszystkim matki 4-letniej córki i biegaczki ultra. 

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Pudło na treningu

Półmaraton Powiatu Warszawskiego Zachodniego chodził mi po głowie od dwóch lat kiedy to znajomi opowiadali o nim. Rok temu z racji kontuzji nie mogłam wystartować, ale w tym roku zapisałam się dużo wcześniej z myślą, że jakoś trenera przekonam do startu. Udało się, ale miałam pobiec treningowo, nie na życiówkę. W niedzielę o 8 rano zabrałam JoAsię i ruszyłyśmy na Zachód. Po drodze jak to baby - plotki, śmiechy i zero stresu no bo czym - to ma być dobra zabawa i trening. Na miejscu spotkałyśmy mnóstwo znajomych - Michała,  Karinę, Chirsa,  Marcina  czy Pawła. Szybko i sprawnie odebrałam pakiet, sprawdziłam rozmiar koszulki i poszliśmy się przebrać. Michał rzucił do mnie: "Nie zostawiaj kluczyków w samochodzie. Możesz je zatrzasnąć. Lepiej połóż na dachu". Nauczona życiem, bo przecież mój kochany Tata wywiózł dwie słuchawki od telefonu na dachu samochodu i nigdy do nas nie wróciły, stwierdziłam, że spoko, panuję nad sytuacją. Gdy już byłam gotowa do rozgrzewki poprosiłam Asię o zdjęcie - niech będzie i ... zamknęłam drzwi. W międzyczasie alarm się uzbroił, a mój cały dobytek został w środku. Komentarze? "Dobrze, że zdążyłaś się przebrać bo jakbyś pobiegła? " Pierwsza myśl to dzwonię do Taty - on zawsze znajdzie rozwiązanie, ale próbowałam też coś na własną rękę z pomocą znajomych i organizatorów. Jedno było pewne. O 10:00 jest start i na tym muszę się skupić. Na tyle, na ile starczyło mi czasu rozgrzałam się, zaliczyłam WC i z uśmiechem stanęłam na linii startu. Pierwsze 10km miałam biec w tempie 5:15-5:20 - tak sobie założyłam, a kolejne 11km wg treningu miało być po 4:30. 

wtorek, 18 sierpnia 2015

Wkładki Mino i co ja o nich myślę ;-)


Wkładki monitorujące zużycie buta? Ale co? Jak? Kiedy dostałam maila od firmy New Level Sport z propozycją przetestowania takiego gadżetu, zgodziłam się. Jak typowa baba byłam zwyczajnie ciekawa co, z czym i dlaczego.
Kilka dni wcześniej zamówiłam nowe buty więc okazja idealna. Pozostało czekać na przesyłki.
W paczce jaką otrzymałam od firmy miałam dwa komplety wkładek. Jedne normalne, a drugie na ok 5km. W środku opakowania znalazłam instrukcję po angielsku, ale krótką i zwięzłą. Wkładki nakleja się na piętę pod oryginalną „butową”. Jedna jest z czujnikiem, a druga dla równowagi do drugiego buta. Na test wybrałam wtorkowe wybieganie z Night Runners z tego powodu, że nasza trasa liczy dokładnie 5km. Założyłam wkładki do starych, zniszczonych butów i pobiegłam. Test wypadł pozytywnie. Po treningu na wkładce pokazało się czerwone światełko „DEAD”.
Poszperałam trochę w necie żeby sprawdzić jak działa to cudo i jakie było moje zaskoczenie kiedy okazało się, że to zwykły, mały microswitch, który liczy tylko kroki.. no to się rozczarowałam. Każdy z nasz ma różną kadencję a do tego część biega ze śródstopia jak np. ja….

Druga para wkładek leży grzecznie w nowiutkiej parze butów i zobaczymy – na razie zrobiłam w nich ok. 110km więc za wcześnie na wyniki (wkładka dalej pokazuje „new”). Jak dobiję do 300km powinno już coś się zmienić. Sprawdzimy.

Jak dla mnie ciut za drogi gadżet (49PLN) jak za takie proste rozwiązanie. Nie wiem czy się przyjmie na naszym rynku, ale… może znajdą się kupcy. Według mnie nie jest to rzecz niezbędna w bieganiu. Część z nas, biegaczy, potrafi sama ocenić kiedy jego but traci amortyzację, bez konieczności zapisywania kilometrów czy stosowania takich wkładek.



wtorek, 11 sierpnia 2015

Góry?! To nie moja bajka

Tak właśnie sobie myślałam, kiedy miałam pierwszy kryzys. Przyszedł zdecydowanie za wcześnie..Po co było mi czytać książkę Dołęgowskich? To przez nich zapisałam się na Chudego Wawrzyńca. Bo przeczytałam najpierw książkę, potem pobiegłam Rzeźniczka i kurka poszło... Z grupą znajomych wyruszyliśmy w piątek rano w kierunku Rajczy. Powoli, nie spiesząc się ,dotarliśmy przez Kraków do Lanckorony, gdzie zjedliśmy obiad, podziwialiśmy anioły i cieszyliśmy się widokami. Nie widać było stresu po nikim. W takich wesołych nastrojach dojechaliśmy do celu i po rozpakowaniu rzeczy udaliśmy się do szkoły po odbiór pakietów. Nie powiem, ubogo, ale ja się cieszę, że nie dostałam tony papierków, których potem nawet nie czytam. Zaskoczeniem były za to opaski INOV8 z logo biegu. Dla mnie trafiony pomysł.