Półmaraton w Błoniu oraz BMW Półmaraton Praski biegłam treningowo. Taki był cel. Start w Tarczynie od dawna był planowany jako przetarcie przed jesiennym maratonem i sprawdzenie formy. Pierwszy raz biegłam tam 2 lata temu z kolegami. Testowaliśmy wtedy tempo maratońskie. Było dużo śmiechu, żartów i być może dlatego nie zapamiętałam trasy jako miejscami pagórkowatej. Nawet jak ostatnio ktoś mówił o podbiegu, zastanawiałam się w którym miejscu on niby był
W niedzielę wyruszyłam z JoAsią o 9:00 w kierunku Tarczyna. Dojechałyśmy szybko i sprawnie, nie było problemu z miejscem do parkowania. Tylko jakoś po pakiet dojść nie mogłyśmy, bo spotykałyśmy znajomych i z każdym chciało się chociaż chwilę pogadać. Pogoda była prawie idealna. Prawie bo choć było chłodno, to trochę wietrznie. W trakcie rozgrzewki spotkałam Agę (na dystansie). Szkoda, że nie startowała, ale rozumiem, że czasem warto odpuścić dla innego biegu. Wiem, że w trakcie maratonu warszawskiego będę jej mocno kibicować. Gdy troszkę truchtałam z Danielem czułam, że to nie jest ten dzień. Odsuwałam od siebie tą myśl, że coś jest nie tak, ale organizmu nie oszukasz. Od kilku dni czuję taki jakiś brak formy. Obiecałam sobie, że nie poddam się aż do ostatniego metra. Nie po to tu przyjechałam.
Skupiłam się na tym, żeby dobiec spokojnie do mety a nie spuchnąć na koniec. Wiedziałam, że nie mam szans na życiówkę, więc przed metą zrobiłam ładne 3 pĄpeczki ( pozdrawiam Smashing pĄpkins) i przekroczyłam linię mety z czasem 1:36:26. Szału nie ma, ale świadomość, że druga połowa poszła mi lepiej daje jeszcze nadzieję. Teraz analiza co było nie tak i do roboty, bo maraton sam się nie pobiegnie.
Ostatecznie zajęłam 7 miejsce w Open ale ... udało się wskoczyć na 1 miejsce w K30 i nieco wzbogacić ;-) Swoją drogą statuetka jest najładniejszą jaką do tej pory zdobyłam. W mojej ocenie. Jeśli zdrowie pozwoli to za rok będę chciała wrócić do Tarczyna ze świadomością jak wygląda trasa i policzyć się z nią :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz