Do Łodzi wpadam rzadko, żeby nie powiedzieć bardzo rzadko. Nigdy jednak nie miałam czasu na zwiedzanie. Zawsze "przelotem" i spiesząc się. Ale po tym weekendzie pokochałam to miasto. Takiej uprzejmości i gościnności wśród ludzi dawno nie spotkałam.
Decyzję o starcie w Łodzi podjęłam tydzień wcześniej. Asia, mój najwierniejszy kibic, biegła w maratonie. Pomyślałam, że może tym razem ja jej pokibicuję. Sprawdziłam czy przypadkiem są jeszcze pakiety na bieg 10km. Tyle jestem w stanie teraz przebiec. Szybko zapłaciłam i szukałam hotelu. Asia miała pokój razem ze znajomymi - Robertem i Tomkiem, którego miała prowadzić na "złamanie" 4 godzin. Zaproponowali nocleg u siebie. Idealnie.