... jeszcze śniegu nie widać ale zimę czuć w powietrzu. Wczoraj miałam dzień wolny i wykorzystałam piękną, słoneczną pogodę na trening. W planach było 8km + 8 podbiegów. Cudne słońce. Aż chce się żyć! I biegać. Gdyby nie to, że w tym samym czasie wyprowadzacze psów mają ochotę te oto stworzenia spuszczać ze smyczy bez kagańca w momencie kiedy my biegacze mamy w planach ich mijać. Nie wiem ilu muszę jeszcze nastraszyć, z iloma przekomarzać się, żeby zrozumieli, że to jakby niezgodne z prawem.
Ale trening to trening. Z podbiegami walczyłam na Wilanowskiej. Może nie jest to jakaś bardzo stroma górka ale jest blisko, ma te 100m potrzebne do treningu i jakoś tak z sentymentem na nią wracam, bo tu trenowałam przed moim debiutem w Półmaratonie Warszawskim 2011.
A dziś w ten piękny, zimny wieczór pobiegałam z Night Runners. W planie miałam 14km więc zdecydowałam się dobiec 9km na miejsce i razem z "moją" grupą pobiec dodatkowe 5km w tempie 5:30. Niestety zegarek nie wytrzymał chyba zimna i po 6,5km odmówił posłuszeństwa. Ale wiem że te 9km zrobiłam :)
Na wspólnym bieganiu z Night Runners jak zawsze było wesoło, z rozgrzewką przed i rozciąganiem po. Mimo odstraszającej pogody była nas spora grupa. Po treningu pojechaliśmy z kolegami do lokalnej knajpki "Krowarzywa" na wegańskiego burgera. Nie obyło się też bez spotkania z innym biegaczem tylko, że on to celebryta :) Mateusz Jasiński, bo o nim mowa. Śledzę jego blog więc fajnie było spotkać się na żywo. Przemiły gość. Pojedliśmy, zrobiliśmy wspólną focię i do domu. Ależ te burgery były smaczne!
Dziś też odebrałam słuchawki bezprzewodowe, które będę oceniać podczas niedzielnego biegu. Teraz się ładują ale jutro idę z nimi "w teren" i zobaczymy jak się sprawują :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz