TCS New York City Marathon

oficjalna strona

New York City Marathon dla sporej liczy biegaczy jest maratonem marzeń. Dla mnie był ostatnim z World Marathon Majors. Nie miałam jakiś innych, szczególnych emocji z nim związanych. Do dnia, kiedy pojawiłam się na rogu 42Str i 8Ave czekając na Artura....

ZAPISY:

Szczęścia w losowaniu próbowałam dwukrotnie - w 2014 i 2015 roku. I dwa razy pudło. Za pierwszym razem wynik zdecydował, że poleciałam do Chicago, ale za drugim wiedziałam, że muszę działać. Niestety nie udało mi się uzyskać czasu kwalifikującego - (3:13h jest ciągle po za moim zasięgiem) Zostały mi tak naprawdę 3 opcje: pojechać z tour operatorem posiadającym akredytację od organizatorów; zebrać pieniądze dla jednej z organizacji charytatywnych (lista tutaj), albo napisać do organizatorów przedstawiając im swoją historię. Skorzystałam z tej ostatniej opcji. W pierwszym mailu dostałam odpowiedź, że nie mają już pakietów, ale może w maju będą. Po powrocie z Bostonu i Londynu napisałam raz jeszcze i wtedy dostałam odpowiedź:
"Hi
You are accepted in the 2015 TCS New York City Marathon."

Możecie się domyślać jaka byłam szczęśliwa!

MIESZKANIE

Do Nowego Jorku jechał też mój trener, Mariusz. Oboje mieliśmy w planach dobrą zabawę na maratonie, a nie ściganie się więc nie mieliśmy specjalnych wymogów co do spania. Mariusz znalazł fajny hostel YMCA, w samym centrum Manhatanu. Cena za tydzień pobytu: ok.380$ /osoba czyli nie jest tak źle. Na dole sauna, basen i siłownia tylko kiedy z tego korzystać skoro tyle rzeczy dzieje się w mieście :-)


EXPO


I tu się zawiodłam. Spodziewałam się, że skoro największy maraton na świecie to Expo będzie równie duże. Same stoiska Asics oferowały sporo produktów (tylko Tokio bije ich pod tym względem), ale pozostałych wystawców jak na lekarstwo. Liczyłam na większą ilość producentów butów i odzieży (niektórych w ogóle nie było!), ale może mam nauczkę i nie nastawiać się, że skoro duży maraton to reszta też z rozmachem? Nie było specjalnie na czym "zawiesić oka".


PRZED MARATONEM ;-)


W piątek przed maratonem miałam okazję wziąć udział w treningu zorganizowanym przez Mateusza Jasińskiego (Trenerbiegania.pl) w Central Parku. To był bardzo fajny trening, idealnie przed startem. Ale tu chwilę muszę się zatrzymać i napisać dwa słowa o Arturze i Polska Running Team. Nie umiem Wam opisać ile dobrego dostałam od tych ludzi podczas mojego pobytu w Nowym Jorku. To Artur zadbał o to bym szczęśliwie dotarła do hostelu, jak i wtedy kiedy wylatywałam. Może chciał mieć pewność, że wylecę ;-) To on zaprosił mnie na trening w Central Parku, na wywiad do Radia Rampa i pilnował, żebym głodna nie była. Cała ekipa Polska Running Team to niezwykli ludzie. Ciepli i serdeczni. Mimo, że znaliśmy się krótko to mocno kibicowali zarówno na maratonie jak i na biegu na 5km dzień przed. Jeśli kiedykolwiek trafię jeszcze do Nowego Jorku, to koniecznie chcę z nimi spędzić czas. Monika i Beata - jesteście cudowne!
Sam bieg na 5km dzień przed mogę polecić jeśli ktoś chce pozwiedzać miasto. Startując z chyba 12 strefy nie było dla mnie szans na ściganie się i próbę ustanowienia jakiegoś dobrego czasu. Ale pooglądać miasto z tej perspektywy -  czemu nie? 

W piątek wieczorem w Central Park odbyła się Parada Narodów. Nie wiem czy jest jeszcze gdzieś inny maraton gdzie coś takiego jest, ale uważam to za super pomysł. Miałam możliwość spotkać innych polskich biegaczy oraz brać udział w niesamowitym show. Polecam wszystkim wybrać się na tą imprezę.



MARATON

Dzień przed maratonem to dla mnie już tradycyjne pasta party i pizza. Tym razem czas spędziliśmy w prawdziwie włoskiej knajpce w Little Italy. W hostelu przygotowałam sobie cały strój na bieg i w miarę wcześnie położyliśmy się spać gdyż pobudka była o 4:40. Prom, którym dostaliśmy się z Mariuszem na wyspę wyruszył o 6:00. Spodziewałam się tłumów, ale było spokojnie, większość jeszcze zaspana. Potem przesiadka w autobus i oboje przysnęliśmy gdyż cała podróż trwała ponad 20 min. Na miejscu skontrolowano nam rzeczy, które mieliśmy ze sobą i tuż po 7 byliśmy w miasteczku. Depozyty zamykali o 8:10 a moją strefę o 9:00. Mariusz miał wyższą, ale zdecydowaliśmy, że biegniemy razem. W samym miasteczku spotkaliśmy sporo znajomych. Najpierw Elę i Basię poznaną na paradzie, a potem całą ekipę Polska Running Team. Po wspólnych zdjęciach udaliśmy się do mojej niebieskiej strefy. Tam spotkaliśmy Łukasza z Runeat.pl. Zdecydował, że skoro nie ma ciśnienia na czas to "leci" z nami. W samej strefie, tuż po zamknięciu o 9 (w przypadku spóźnienia niestety biegnie się w kolejnej fali) leżeliśmy, gadaliśmy a Łukasz się śmiał z tętna jakie miał - coś koło 60. Widać stresował się chłopak. Jedyny minus na jaki zwrócił uwagę i trzeba przyznać mu rację to brak możliwości rozgrzewki. Sama strefa wąska, mała i nie było miejsca żeby potruchtać. Za to ilość kibelków wystarczająca ;-)  Przed samym startem pozbyłam się mojej upolowanej w lumpeksie bluzy i kurtki. Ciuszki te - podobnie jak w Chicago czy Bostonie - zbierane są do kontenerów i przekazywane na cele charytatywne.
Po odśpiewaniu hymnu, punktualnie o 9:50 ruszyliśmy. Przesuwaliśmy się razem z tłumem w kierunku startu. Spiker informował z jakiego kraju widzi ludzi więc linię startu przekroczyliśmy z Mariuszem z rozłożoną polską flagą. Atmosfera udziela nam się praktycznie od razu. Ustaliliśmy, że będziemy biec średnio po 5:40-5:42 gdyż mój cel na ten maraton poza dobrą zabawą to było złamanie 4h. Jednak przy tym co się działo na trasie, ciężko nam było utrzymać takie tempo. Kiedy bawiliśmy się razem z kibicami przybijając piątki bądź wzajemnie zaczepiając się, nasze tempo wskakiwało na 5:00. Pierwszy raz na maratonie korzystałam z toi toia. I to nawet dwukrotnie. Długie czekanie na start, kawa, herbata i wypita woda odezwały się. Przy drugim postoju zrobiliśmy sobie wspólną fotkę. Być może więcej nie będę mieć takiej okazji. Co jakiś czas zatrzymywaliśmy się na zdjęcia z kibicami, z wolontariuszami czy chociażby z Mateuszem. Szczytem naszych zabaw według mnie był taniec jaki urządziliśmy z Łukaszem w połowie trasy. Madonna w tle, my tańcujący a obok inni zawodnicy mijali nas. Wszystko nakręcił Mariusz, ale radość jaką daliśmy kibicom była nieoceniona. Krzyczeli, robili nam zdjęcia i przybijali piątki.

Na 13 mili, na Greenpoint, ulokowana była Polska Strefa Kibica. Obowiązkowo zatrzymaliśmy się na rozmowy, fotki i pobiegliśmy dalej. I tu się zaczęło. Pierwszy dla mnie odczuwalny most i lekkie zmieszanie. Przypomniały mi się słowa Łukasza, który wcześniej powiedział, że pierwsza połowa jest z górki, więc gdzieś musi być pod górkę. No to już wiedziałam gdzie. Biegliśmy jeszcze chwilę razem, ale potem pojawił się On. Długi skubaniec i dał nam popalić. Podbieg na Queensboro Bridge. Myślałam, że nigdy się nie skończy. Tu gdzieś został Łukasz. Oglądałam się kilkukrotnie, ale wiedziałam, że on nie ma totalnie ciśnienia na wynik więc pewnie został, zwolnił i zacznie robić zdjęcia jak mówił wcześniej. Biegliśmy dalej przed siebie z Mariuszem. 
On miał widać dużo więcej sił niż ja. Przybijał piątki, zaczepiał kibiców. Ja czułam w nogach naszą szarpaninę z tempem i co mile sprawdzałam czy zmieszczę się w swoim zaplanowanym czasie poniżej 4h. Z tej części trasy nie wiele pamiętam poza tym, że chciałam już być na mecie, że kibice, których były setki, tysiące, którzy wcześniej dawali power, teraz przestałam ich odbierać i czuć ich obecność. Najgorszym momentem z całej trasy dla mnie chyba była część w Central Park. Wiedziałam już, że meta jest blisko, ale jeszcze dobre 5km trzeba było pobiegać po parku. Jeju, jak to źle działało mi na głowę. Na kilometr przed metą wypatrzyliśmy naszych znajomych z Polska Running Team. Podbiegliśmy do nich,przybiliśmy piątki a ja marzyłam, żeby już zobaczyć metę. Gdy widziałam, że do końca jest mniej jak 800m (była tabliczka) miałam ochotę przejść te ostatnie metry. Mariusz próbował mnie oszukać, ale ja byłam czujna ;-) Chyba nie mogłabym potem sobie darować, że tak łatwo się poddałam tuż przed końcem. Wyciągnęłam flagę i razem z Mariuszem wbiegliśmy na metę. Tuż za popłakałam się. Moje biegowe marzenie o World Marathon Majors, Pora na Majora właśnie się ziściło a mnie się udało zrobić w 100% swój plan. Przebiec wszystkie 6 maratonów w 2 lata ale też wszystkie poniżej 4h.

Trasa maratonu nowojorskiego nie jest łatwa technicznie. Tuż przed startem rozmawiałam z Wojtkiem, który planował pobiec poniżej 3h i powiedział mi, że tu, podobnie jak w Bostonie, trzeba pobiec mądrze i z głową jeśli chce się osiągnąć dobry wynik. Miał rację o czym się przekonałam. 
Do tej pory uważałam, że Tokio to był ten naj z maratonów. Dziś mogę Wam powiedzieć że Nowy Jork to jest to!. Ciężko to wszystko opisać. Trzeba to przeżyć. Niesamowita atmosfera, ludzie  i organizacja. Jeśli kiedyś będę mieć okazję to chciałabym wrócić i pobiec ten maraton jeszcze raz.



Ogromnie dziękuję  Mariuszowi. Gdyby nie Ty, nie byłoby Pory na Majora i nie byłoby tej pełni szczęścia na mecie. Za wszystko bardzo Ci dziękuję a za Twoją przyjaźń i zaufanie przede wszystkim.


Firmom Nessi, TomTom, Agisko, BVSport, SalcoMagnesia za wsparcie, zaufanie i pomoc w zorganizowaniu wyjazdu.

A przede wszystkim dziękuję wszystkim, którzy we mnie wierzyli, kibicowali i wspierali. Mojej kochanej Rodzinie, moim przyjaciołom i kibicom. Dzięki Wam wiem, że to wszystko miało sens.

Oficjalnie zajęłam 10476 miejsce w Open, byłam 2433 kobietą i 494 w swojej kategorii wiekowej. Nie tak źle ;-)



9 komentarzy:

  1. Gratulacje raz jeszcze Ola :)
    To co teraz?

    A w NY pobiegnę, mają podbiegi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotr obowiązkowo!!! NYC jest magiczny ;-) Co teraz? jeszcze chwilę nie biegam ale już zapisałam się na kolejny maraton na wiosnę ;-)

      Usuń
  2. kurcze a ja zaczelam od NY :))) wiec jak pozniej zalicze pozostale to nie beda mi sie az tak podobaly ?
    Fakt NY M niesamowity :))) moja relacja u mnie www.runthenewyork.pl :))) Podziwiam Cie , jestes niesamowita!!!

    OdpowiedzUsuń